czwartek, 5 listopada 2009

Wajda łgał, prawdziwy Maciek Chełmicki nie umarł na śmietniku

Chciałbym wam dzisiaj przypomnieć żołnierza, którego m.in. mój dziadek Edward Paszkiel "Pozew" uwolnił z łap NKWD biorąc udział, pod dowództwem Antoniego Hedy (ps. "Szary", "Antek") w akcji rozbicia komunistycznego więzienia w Kielcach (w nocy z 4/5 sierpnia 1945), w którym UB i sowieccy funkcjonariusze "Smiersza" osadzili 374 polskich więźniów.

Chodzi mi o Stanisława Kosickiego ps. "Czarny", "Bohun" (ur. w 1927 - zm. 1997) – harcerza Szarych Szeregów i żołnierz Kedywu AK.



To on był prawdziwym pierwowzorem Maćka Chełmickiego - bohatera powieści "Popiół i diament".

Wydarzenie, które zadecydowało o dalszym życiu Kosickiego miało miejsce 16 stycznia1945 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim. W dniu tym Armia Czerwona wkraczała do miasta, a młody, 18-letni, wówczas AK-owiec Stanisław Kosicki został wysłany przez swoje dowództwo na pomoc pewnej napadniętej rodzinie związanej z konspiracją. Na miejscu doszło do wymiany strzałów z napastnikiem, który trafiony przez Kosickiego trzema kulami zmarł w szpitalu. Wydarzenie to postawiło na nogi cały aparat bezpieczeństwa na Kielecczyźnie, ponieważ zabitym był kapitan sowieckich służb specjalnych i świeżo mianowany wojewoda kielecki - Jan Foremniak. Foremniak był jednocześnie przyjacielem szefa WUBP w Kielcach, Władysława Spychaja-Sobczyńskiego.

Stanisław Kosicki zmuszony został do ucieczki, pieszo i okazją, do Krakowa, gdzie udało mu się dotrzeć razem z ukochaną kobietą. Tam musieli się rozdzielić, Stanisław znalazł kryjówkę w klasztorze kapucynów, jednak osoba na Kielecczyźnie, która znała miejsce jego pobytu, zdradziła go. Wkrótce został aresztowany i przewieziony do kieleckiego więzienia, gdzie bez udziału adwokata i prawa do apelacji skazano go na karę śmierci. Na egzekucję oczekiwał wiele tygodni w celi śmierci nie znając jej terminu.

We wspomnianą wyżej noc z 4 na 5 sierpnia 1945 oddział partyzancki Antoniego Hedy rozbił kieleckie więzienie i uwolnił kilkuset więźniów, w tym także Stanisława Kosickiego. Wkrótce otrzymał on fałszywe dokumenty na nazwisko Jan Szymański i wyjechał na Wybrzeże, gdzie skończył studia, założył rodzinę i rozpoczął karierę naukową. Dopiero w 1954 roku został zdemaskowany i ponownie aresztowany, ale ponieważ posiadał dokument amnestyjny, został zwolniony z aresztu po 12 godzinach. Rozpoczęły się jednak inne wieloletnie represje polegające m.in. na wyrzucaniu z pracy i nieustannym śledzeniu. SB uzyskało nawet tajemny wpływ na jego żonę, doprowadzając do rozwodu, rozbicia rodziny i utraty kontaktu z dziećmi.

Inna wersja jego losów mówi, że:

Skazany na śmierć za zastrzelenie szabrownika schronił się na Mazurach, gdzie po skorzystaniu z amnestii i powrocie do swojego prawdziwego nazwiska skończył studia i rozpoczął pracę w Stacji Hydrobiologicznej w Mikołajkach, badając ekologię wrotków.

Faktem bezspornym jest jednak to, iż dopiero w wieku 66 lat Stanisław Kosicki doczekał się unieważnienia wyroku, wtedy też uzyskał dostęp do swoich akt i poznał nazwisko osoby, która zginęła od jego kul, a także swojego śledczego.



Do popularyzacji Stanisława Kosickiego przyczynił się Krzysztof Kąkolewski swoją książką pt. "Diament odnaleziony w popiele", w której dowodzi, że powieść Jerzego Andrzejewskiego była propagandową mistyfikacją, a wydarzenia autentyczne bardzo różniły się od fabuły "Popiołu i diamentu" oraz, że autentyczna i jednoznacznie negatywna postać Jana Foremniaka miała niewiele wspólnego z budzącym współczucie komunistą Stefanem Szczuką w powieści Andrzejewskiego.

Inaczej niż realny Stanisław Kosiecki, Maciek Chełmicki został przez Andrzejewskiego usmiercony w swoim powieścidle. Natomiast tylko służalstwu Wajdy wzgledem reżimu "zawdzięczamy" haniebną śmierć bohatera wśród smieci i odpadków na miejskim wysypisku.

W mojej opinii (ŁŁ) "Popiół i Diament" (zarówno książka jak i film) był jedną z najbardziej szkodliwych i niszczycielskich opowieści, silnie utrwalajacą obraz beznadziei walki AK, śmietnika historii, głupiej wojny z komunistami i afirmujacą poczciwość oraz dobre intencje funkcjonariuszy UB i członków PPR. Sama scena śmierci jest tak nakręcona, by widz współczuł umierajacemu na poziomie litości do zdychajacego odpadu społecznego w rodzaju dziada-żebraka. Mnie ta scena kojarzy się także z kwikiem replikantki klasy Nexus ginacej z rąk Blade Runnera. Szczęściem dehumanizujące kłamstwo Wajdy miało za krótkie nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz