poniedziałek, 21 września 2009

Koszmar bez pracy na czarno

Wydawałoby się, że gdy nadchodzi kryzys to zarabiać nie jest łatwo.

I jest to w pewnym sensie prawda, jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko oficjalny rynek pracy i obciążenia z jakimi muszą się liczyć pracodawcy oraz kłopoty zwalnianych pracowników.

(A wierzcie mi że, znam je od podszewki)

Na szczęście Fiskus, ZUS, Policja i inni strażnicy z ramienia Lewiatana nie są wszechmocni.

Dzięki temu istnieje coś takiego jak PRYWATNE DORABIANE SOBIE - ochrzczone przez Prawnego i Medialnego Kapo Państwowego „pracą na czarno”.

Bo cóż innym w zasadzie jest ten straszny Czarny Twór jak nie emanacją inicjatywy prywatnej tam, gdzie danina publiczna jest zbyt wysoka a administracja państwowa zbyt zaborcza?

Powiedzmy, że sąsiad nasz jest doskonałym majsterkowiczem, a my właśnie potrzebujemy niewielką półeczkę do kuchni, tak dopasowaną by mieściła się pomiędzy szafkami a ścianą okienną. Idziemy do sąsiada i mówimy: drogi Kaziu, potrzebuje półeczkę a byle stolarz chce za nią 150 złotych, nie zrobiłbyś mi niej za 5 dych?
Sąsiad na to: oczywiście Tomku, zrobię, mam czas w sobotę, pomierz wszystko, rano pojedziemy, kupimy kawałek jesionu i w ciągu 2-3 godzin Ci trzasnę. Sąsiad robi, my mu płacimy i obydwaj jesteśmy zadowoleni. Ja - że oszczędziłem stówkę i miło spędziłem czas z sympatycznym sąsiadem (wychylając też deczko), Sąsiad - bo wpadło mu 50 zeta za to, co lubi robić, mógł być pomocny a przy okazji spędził czas ze swoim sąsiadem (wychylając deczko).

Podobnie będzie, gdy sąsiadka lub ciocia uszyje firanki, znajomy Pan Stefan przywiezie tanio meble z IKEI a ja będę mógł napisać kumplowi pozew o zapłatę.

Wydawałoby się, że normalka, zachowanie typowe i nie ma sprawy. Ale nie! Zgodnie z interpretacją Izb Skarbowych właśnie popełniliśmy przestępstwo, bo: nie zapłaciliśmy podatku za tą transakcję, natomiast według ZUS i Ministerstwa Pracy popełniliśmy przestępstwo pracy na czarno, nie ponosząc wymaganych kosztów ubezpieczeniowych i nie podpisując, co najmniej, umowy o dzieło. A gdyby nie daj Bóg sąsiad jeszcze był bezrobotny, to przestępstwo nasze staje się mega przestępstwem, bo o podjętej pracy dla mnie nie wiedział Urząd Pracy i nastąpiło „wyłudzenie” zasiłku przez usłużnego sąsiada.

Reasumując sprawa powinna wyglądać tak:

- Sąsiedzie, zrobisz mi półeczkę na umowę o dzieło?
- Bardzo chętnie, ale że muszę zapłacić podatek i zgłosić sprawę do ZUS, to będzie to kosztowało 350 zł.
- Jak trzysta pięćdziesiąt, gdy stolarz „z ulicy” bierze 150?
- A... ale on ma działalność i podatek płaci zryczałtowany a ZUS musi płacić tak czy siak.
- To ja dziękuję.
- Proszę, i następnym razem nie przychodź z takimi durnymi propozycjami.
- Bujaj się.

Natomiast, gdy Sąsiad bezrobotny dialog byłby krótszy:
- Sąsiedzie, zrobisz półeczkę na umowę?
- Chyba żartujesz, żebym stracił zasiłek? Wali Cię?!
- Bujaj się.

Koniec końców przyszedłbym do domu i darował sobie tą całą, cholerną półeczkę, lub ją zrobił, zapewne krzywo. W domu byłby dym i nigdy bym juz nie miał takich głupich zapędów by cokolwiek palcem dotknąć, co do mnie nie należy. Oczywiście, gdyby teraz Sąsiad przyszedł prosić o pomoc w napisaniu odwołania podsumowałbym go lepiej niż jakiś adwokacina.

Sąsiad by się nie odwołał właściwie i sprawę przegrał, my byśmy sobie przestali mówić „dzień dobry”, przestali zważać na złodzieja i "światło w piwnicy" ale za to Państwo byłoby szczęśliwe, bo do przestępstwa, wyłudzeń i pracy na czarno nie doszło.

Szczęściem, ludzie zazwyczaj mają zdrowy rozsądek, pomagają sobie, świadczą bez podatku usługi, w których są dobrzy i wykonują odpowiednio dużo tzw „pracy na czarno” by mieć, za co żyć, za co nabywać towary obciążone VATem i przy okazji utrzymywać, ze sobą przyjazne stosunki.

Więc gdy słyszę o chorych pomysłach fiskusa by opodatkowywać pomoc sąsiedzką i tępić tzw „pracę na czarno” w kraju, który zarzyna nas daninami, coraz mniej za to dając, to się w głowę pukam i ze śmiechu pękam.

Takie pomysły organu państwowego, w czasach gdy już nie tylko na sąsiada możemy liczyć, ba, nie tylko na krewnego i znajomego królika, ale na każdą osobę poznaną w internecie: wzietą z ogłoszenia lub fachowca zapoznaznanego na naszym ulubionym portalu społecznościowym (ja polecam hey-ho.pl - startuje od 25 września br.), są po prostu nie życiowe, głupie i śmieszne.

Miejmy prawo do pomagania i dorabiania sobie, bez znoszenia obcych łap w naszych kieszeniach. Korzystajmy zatem z naszych umiejętności oraz talentów i dorabiajmy sobie gdzie możemy. Dzieki tak nawiązanym kontaktom, żadna strata pracy, żaden kryzys nie będą nam takie straszne.

A teraz muszę kończyć, bo Sąsiadka z dołu zaprosiła mnie na doskonałą naleweczkę z pigwy, domowej roboty. Bez akcyzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz