piątek, 26 marca 2010

Fazy rozwoju i przyszłość Internetu

Bawiąc się od kilku lat w blogowanie oraz próbując swoich sił w innych, innowacyjnych sposobach wykorzystania Internetu zacząłem się zastanawiać nad kolejnymi fazami jego dotychczasowego rozwoju i kierunkiem, w którym ten rozwój jest najbardziej prawdopodobny.


Analizując wiele opinii w tym temacie najbardziej przekonywujący jest dla mnie opis ewolucji Internetu przedstawiony na portalu eredaktor.pl:  http://eredaktor.pl/teoria/fazy-rozwoju-internetu/ który jednak w 2010 roku skorygowałbym i przedstawił następująco:


  1. faza łączności interpersonalnej;

  2. faza odbioru treści;

  3. faza wyszukiwania;

  4. faza zakupów i handlu;

  5. faza powszechnej komunikacji i konwersacji;

  6. faza webblogów;

  7. faza wideo;

  8. faza społeczności;

  9. faza agregacji treści;

  10. faza syntezy treści;

  11. faza Internetu „human powered”;

  12. faza imperatywu finansowego.


Punkt 1 dodałem, gdyż prapoczątkiem treści w Internecie była potrzeba komunikacji interpersonalnej, czyli poczty e-mail lub treści wprowadzanej na potrzebę wąskiego i spersonalizowanego kręgu odbiorców.

Najciekawiej, bo przyszłościowo prezentują się punkty 10 – faza syntezy treści, 11 – faza Internetu „human powered” i 12 – faza imperatywu finansowego. Przy czym fazy 10 i 12 są wynikiem wysiłku mojego wewnętrznego aparatu analizującego – niech czytelnicy sami ocenią czy się mylę.


Zatrzymajmy się jednak najpierw nad „Syntezą Treści”. Zapotrzebowanie na nią ujawniło się poprzez niesamowitą popularność mikroblogów w stylu amerykańskiego Twittera lub polskich Flakera i BLIPa. Wobec przeładowania Internetu treścią, ilością informacji i blogów nastąpiło zapotrzebowanie odbiorców na treść zsyntetyzowaną, informacje krótką, bonmot, pointę i celne podsumowanie. Wpływ na tą fazę rozwoju miały także dwa konkurencyjne czynniki: coraz krótsza ilość czasu, jaki możemy poświęcić na daną internetową ofertę i chęć osobistej aktywności twórczej/publicznej.

Mówiąc wprost, doba ma 24 h, z której musimy wygospodarować czas na sen, jedzenie, rodzinę, dojazdy, pracę i aktywność w Internecie. Czas poświęcany na aktywność internetową Internauta często musi podzielić na każdy rodzaj oferty, jaką sieć globalna współcześnie prezentuje. A więc 1. Odczytanie i napisanie e-maili, 2. Przeczytanie newsów, 3. Wizyta i aktywność na portalu Społecznościowym, 4. Wszelka rozrywka typu: filmy, gry, fotki, 5. osobisty „biznes” (aukcje, AdSense, ogłoszenia) 5. Blogosfera (czytanie i pisanie).

Siłą rzeczy blogosfera należy do jednego z największych pożeraczy czasu. Samo przeczytanie kilku lub kilkunastu ulubionych blogów (ze zrozumieniem) wymaga więcej niż 10 minut. Do tego należy dołożyć czas na komentarz (mniej lub bardziej rozbudowany) i często gargantuiczną ilość minut lub godzin, jakie należy poświecić na napisanie samemu przemyślanego postu. Ta twórcza praca to nie tylko sama wklepka, to przede wszystkim okres identyfikacji wewnętrznej potrzeby, żmudność zbierania informacji, czas wpakowany w konstrukcję i ujecie tematu, godzina przygryzania języka nad formą, autoweryfikacja, techniczne umieszczenie, godziny dyskusji z komentatorami.

Przy tym, nie ma, co ukrywać, że poziom satysfakcji blogera mierzony ilością wejść, komentarzy i przedruków, oraz wpływem na dyskurs publiczny wynika w wielkim stopniu nie tylko z trafności poruszonego problemu (tematu) ale i od sprawności pióra twórcy posta. A że ambitnych-zagonionych jest o wiele więcej niż zdolnych-czasowych (tu upraszczam rzecz jasna, choć to w generalnie prawda) nadszedł czas „syntezy treści” , dzięki której jeden celny „koment”, podsumowujący aktualną dyskusję, lub odkrywcza „wrzutka” dokonana przez człowieka z „nazwiskiem” staje się wehikułem internetowym windującym popularność autora w takim samym stopniu, co wcześniejsze elaboraty, bo wprawdzie niewiele mówi o jego osobowości, ale za to łatwiej się powiela i do większej liczby odbiorców trafia.

Faza internetowej „syntezy treści” to naturalna oferta do ludzi zagonionych i przytłoczonych szumem informacyjnym, którzy jednak nie utracili potrzeby rozeznania i aktywności publicznej na minimalnym poziomie. Istnienie tej fazy w Internecie poprzedziły nawyki SMS-owe z telefonów komórkowych, a wymusiła także techniczna możliwość połączenia Internetu z GSM.


I oto, dokonująca się synteza informacji prowadzi do rozwoju kolejnej fazy Internetu zwanej „human powered”. Jeśli bowiem dysponujemy krótką, syntetyczną informacją ze wszystkich stron, to w naszym naturalnym kręgu zainteresowań staje się ta, która wywiera największy wpływ na otoczenie, cieszy się największym zainteresowaniem i którą możemy zinterpretować jako najbardziej wiarygodną. Tak powstała wyszukiwarka Mahaloo, czylipierwsza na świecie wyszukiwarka bazująca na wynikach wcześniej wyselekcjonowanych przez ludzi. Obecnie obejmuje ona kilkadziesiąt tysięcy najbardziej popularnych haseł wpisywanych do wyszukiwarek. Jesteśmy niewątpliwie na początku tej fazy i będzie się ona rozwijać. Popularność informacji, strony, komentarza, oceny będzie wykładnikiem jej ważności i pozycji w wyszukiwarce, co z kolei będzie tworzyć swoistą deus ex machine wyzwalającą informację najwiarygodniejszą, stronę najlepszą, tekst najbardziej popularny z okowów szumu informacyjnego. Sama aktywność internautów będzie silnikiem chroniącym nas przed manipulacjami page rankami, kupowaniem linków i bardziej przemyślnym pozycjonowaniem.

To z kolei doprowadzi nas do punktu 12-tego. Fazy, którą nazwałem „imperatywem finansowym”.

Zanim wytłumaczę bliżej, o co chodzi, chciałbym zwrócić uwagę, że każda kolejna faza rozwoju Internetu wynika z modyfikacji i konglomeratu faz poprzednich. I tak przykładowo: faza webblogów wynika z nałożenia się fazy komunikacji i konwersacji z fazą odbioru treści, a czasem z faza zakupów i handlu. Powstał konglomerat prowadzący do budowania treści, która nie potrzebuje zawodowych informatyków i znajomości html by ją umieścić na stronie, którą można (a nawet należy) skomentować, powielić. Treści zaczęły pojawiać się w sposób naturalny i jako błyskawiczna reakcja na dane wydarzenie. W tym zakresie można zauważyć w miarę równoległy rozwój blogosfery i forów dyskusyjnych. Przy czym bardziej branżowy i handlowy w charakter w początkowym okresie mają właśnie fora, które stają się głównym źródłem wymiany informacji na temat zagadnienia, marki, pracodawcy lub usługodawcy.

Faza społeczności z kolei korzystała m.in. z modelu forów dyskusyjnych budując powiązania osobiste pomiędzy dyskutantami.

Wróćmy jednak do przewidywanej przeze mnie, bo jeszcze nieobecnej (choć pewne jaskółki można zauważyć) fazy imperatywu finansowego.

Łatwa dostępność informacji, łatwość jej edycji, powszechność i taniość komunikcji (gg, Skype), obecność większości społeczeństwa w serwisach społecznościowych, moda na ekspiację internauty (hobby, biznesu, twórczości, przekonań) widoczna w youtube, na blogach, forach i w profilach, umiejętność syntezy treści i jej dostępność techniczna (Internet, GSM), możliwość wyszukiwania informacji, opinii najbardziej popularnej i wpływowej – wszystko to razem stworzą przymusowe środowisko dla istnienia biznesu, pracodawcy i pracownika.

Kolejna faza będzie imperatywem finansowym, gdyż, jeśli Cię nie będzie w Internecie, jeśli nie będziesz minimalnie popularny i dobrze oceniany to nie zarobisz jako przedsiębiorca, nie znajdziesz pracy jako pracownik i nie znajdziesz pracownika ani nie pozyskasz współpracowników i podwykonawców jako pracodawca. Nieobecność w Internecie będzie porównywalna do śmierci cywilnej.


Pisałem o „jaskółkach”, oczywiście już one są. Należą do nich pewne nawyki, które internauci sobie wyrabiają i które narastają. Zaczęło się od turystyki, te przedsiębiorstwa agroturystyczne, których nie można znaleźć w Internecie dla typowego turysty nie istnieją. Turysta dzisiejszy, bowiem chce dowiedzieć się wszystkiego siedząc za swoim biurkiem, poznać warunki, zobaczyć wnętrza i okolice, poczytać komentarze i w końcu uzgodnić termin i zapłacić zaliczkę. Wiele osób uprawiających turystykę od lat wciąż jest kompletnie zaskoczonych na miejscu, że tuż obok ich kwatery istnieje kilkanaście lepszych i tańszych, o których nie wiedzieli. Nie wiedzieli, bo turystyka poza siecią traci znaczenie, przestanie istnieć.

Podobnie jest z lekarzami. Istnieją fora typu http://www.znanylekarz.pl/ na których można zapoznać się z opiniami na temat lekarzy. Tyle, że to jeszcze mało, brak opinii i obecności danego lekarza w zakresie zainteresowania forum nijak o nim nie świadczy, ani dobrze ani źle. Trudno też wypowiedzieć się na temat wiarygodności opinii umieszczanych przez przypadkowych komentatorów. Opiniodawcy tam nie są, bowiem w żaden sposób weryfikowani.

Lepiej jest na forum muratora http://forum.muratordom.pl/ gdzie stworzono wiarygodną społeczność inwestorów wymieniających się doświadczeniami na temat wykonawców. Ta informacja jest jednak rozdrobniona i oceny (rekomendacje lub ostrzeżenia) giną wśród dyskusji branżowych i wszelkiej innej problematyki związanej z budową, remontem lub pracami wykończeniowymi. Brak preselekcji.

Jeśli chodzi o szukanie pracowników, obecnie żaden rasowy headhunter nie obejdzie się bez goldenline.pl lub naszej-klasy. Choć w pierwszym przypadku wciąż polegać musi na informacji zamieszczonej przez samego zainteresowanego (CV) a w drugim szuka informacji miękkich na temat osobowości i wiarygodności kandydata, które jednak nie są celowane na kwestie zawodowe.

Świadomość fazy imperatywu finansowego jako kolejnej ścieżki rozwoju Internetu była niewątpliwie obecna u twórców serwisu http://hey-ho.pl/ gdzie tworzy się społeczność przedsiębiorców, pracodawców i pracowników, którzy nawzajem korzystają ze swoich usług i wystawiają opinie (dobre, neutralne lub złe) o sobie, kładąc na szali swój własny autorytet i budowaną w Internecie reputację. Ilość dobrze wykonanej pracy i dokonania celnych ocen winduje daną osobę w rankingu tej społeczności, uwiarygodniając jej ofertę i czyniąc jej rekomendację bardziej wartościową, wpływową i poszukiwaną (podobne mechanizmy skutecznie działają w portalach aukcyjnych - choć w ograniczonym zakresie).

Moim zdaniem przyszły Internet będzie wyglądał właśnie tak jak jedno wielkie hey-ho.pl. Każdy uczestnik życia realnego będzie miał swoje alter-ego w Internecie, w formie zbliżonej do rzeczywistej (imię, nazwisko, adres) lub nacechowanej środowiskiem web2 (nick) o którym świadczyć będą nie tylko umiejętności i cechy, które sam opisał, ale przede wszystkim jego aktywność i referencje kontrahentów, pracodawców, klientów a nawet pracowników. Osób czasem o cechach anonimowości, lecz o ugruntowanej pozycji w społeczności internetowej. Przy czym – powtarzam – brak obecności danej osoby w Internecie, będzie świadczyło, że jest ona także w czarnej dziurze życia realnego, poza horyzontem wszystkich istotnych zdarzeń, możliwości jakiejkolwiek weryfikacji ergo nie posada elementarnej wiarygodności. Taka osoba będzie dla nas takim przedsiębiorcą, jakim dziś handlowcem jest staruszka sprzedająca w przejściu podziemnym rajstopy „z ręki”. Dzisiejsze doświadczenia medialne wskazują nawet na to, że w fazie tej będą uczestniczyć nawet Ci w wieku przedprodukcyjnym lub postprodukcyjnym by wykazać swoją przydatność, pochwalić się umiejętnościami, talentami i zamanifestować chęć pomocy innym.

Przyszłością Internetu jest wiec faza, którą możemy kolokwialnie nazwać: nie istniejesz w Internecie - nie zarabiasz w życiu, a być może nawet nieistniejesz.Która skonsumuje i zagreguje (faza 9) w sobie wszystkie osiągnięcia faz poprzednich, a zwłaszcza tych wyższych: 11, 10, a także 8, 7 i 6. Ta faza wypełni sieć wirtualną kalką wszystkich istotnych elementów naszej rzeczywistości, a zbudowanie sobie przez użytkownika wysokiej pozycji w Internecie, będzie równoznaczne z wysoką oceną tego człowieka w życiu realnym. Gdy ta faza się zakończy, ciekaw jestem, czy na przykład, tradycyjne wybory do Sejmu RP będą miały jeszcze jakiś sens.

3 komentarze:

  1. totalnie sie nie zgadzam. Bloger = niedochodowy interes, YouTube = bylo kilkadziesiat identycznyc h stron 3-4 lata temu. Ich jedyny model biznesowy to bylo wykupienie przez Google, oczywiscie tylko jednymu sie udalo. (a i tak You Tube malo zarabia http://whydoeseverythingsuck.com/2008/07/youtube-heading-for-catastophic-fail.html ) itp itd. A w tym czasie Jan Kulczyk zarabia miliony na normalnym "nie trendy" biznesie.... olac internet

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uważam, że w internecie tkwi ogromny potencjał. On po prostu ma moc. Dla niektórych ludzi(np. zamkniętych w domach przez chorobę)to jedyny świat.Sama mam pewien pomysł na zaistnienie w wirtualnej rzeczywistości, pierwsze kroki mam już za sobą.
    Pozdrawiam Autora. Życzę zdrowych i wesołych Świąt, bogatego Zajączka i mokrego Dyngusa.
    A teraz uciekam budować swój wizerunek w necie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Łazarzu
    Czy mogę prosić o zgodę na agregację na nieznudzeni.pl? Czy publikujesz tu wszystkie swoje posty? Również te z S24?

    OdpowiedzUsuń